Polish

„Nie przestawaj wierzyć. Nawet jeśli zostałbyś sam…”

image

Było sobie miasto nieznające zewnętrznego świata. Otaczały je wzniesienia wysokie na 4000 metrów.

W mieście aż roiło się od kominów.

Z każdego wydobywały się chmury dymu: buch, buch.

Od rana do wieczora: buch, buch.

Mieszkańcy miasta kominów byli uwięzieni wśród czarnych chmur.

Nie znali błękitu nieba

ani świecących gwiazd.

image

W mieście właśnie obchodzono Halloween.

Buch, buch! Do czarnych chmur dołączyły nowe – chroniły mieszkańców przed złymi urokami.

W pewnym momencie,

gdy mknący przez nocne niebo listonosz zakrztusił się dymem,

wypadło mu serce, które miał dostarczyć.

Widoczność była tak słaba, że nie wiadomo było, gdzie ono upadło.

Listonosz od razu się poddał i odleciał w siną dal.

Pik, pik, pik, pik…

W jakimś kącie miasta to serce jeszcze biło.

image

Serce upadło na górę śmieci na obrzeżach miasta.

Do głośno bijącego serca z różnych stron poprzyczepiały się śmieci i tak powstał Śmieciak.

Głowę miał ze zniszczonego parasola, a włosy były w nieładzie. Gaz buchał mu z gęby.

Ależ ten Śmieciak był brudny. I jaki śmierdzący!

Gdy nadstawił uszu, z oddali usłyszał odgłos dzwonu.

Najwyraźniej nie był sam na tym świecie!

Śmieciak opuścił wysypisko.

image

Poszedł do miasteczka, a tam wszędzie roiło się od potworów.

– Ojej, to dosyć nietypowe przebranie!

Gdy odwrócił się, okazało się, że stoi za nim dyniowy potwór.

– A kim ty jesteś?

– Nazywają mnie Dyniowa Główka! Połknąłem piekielny ogień i rozświetlam mroki Halloweenowej nocy!

image

Wokół Śmieciaka zebrała się grupa potworów.

– Buhaha! Jestem wiedźmą – władczynią nocy, która sieje postrach!

– A ja jestem potworem stworzonym przez szalonego naukowca. To mnie zwą Frankenstein.

– Jestem Zombie. Zapomniałem umrzeć.

Zebrali się wokół Śmieciaka i zapytali:

– A ty kim właściwie jesteś?

– Jestem Śmieciak.

Wszystkie potwory roześmiały się w głos.

image

– Cukierek albo psikus! Cukierek albo psikus! – wykrzykiwały potwory, a wraz z nimi Śmieciak.

– Jak nie dacie nam słodyczy, to nabroimy! – wołały i zbierały słodycze od dorosłych, chodząc od domu do domu.

Śmieciak rozdawał młodszym dzieciom balony.

Gdy baloniki, które nadmuchał, unosiły się w powietrzu, to wszystkie dzieci się cieszyły.

– Dobra! Chodźmy do następnego domu, Śmieciaku!

image

Chodząc po domach, potwory napełniały sobie kieszenie po brzegi słodyczami.

Rozbrzmiał dzwon z wieży zegarowej i wszyscy zaczęli wracać do domów.

Śmieciak zagadał do jednego ze swoich nowych kolegów:

– Ale to Halloween jest wesołe. Powtórzmy to jutro!

– Co ty pleciesz, przecież Halloween jest tylko dzisiaj! – mówiąc to, potwory zaczęły po kolei ściągać maski.

Pod Dyniową Główką krył się chłopiec – Antonio,

spod przebrania czarownicy wyszła dziewczynka o imieniu Rebeka.

Ale jak to? Wszyscy się tylko przebrali! Tak naprawdę nie są potworami…

image

– Co się stało? Ty też się rozbieraj, Śmieciaku.

– No właśnie, takie brudne przebranie! Sam na pewno źle się w nim czujesz.

Rebeka pociągnęła go za włosy.

– Auć!

image

– Aaa! – głośno krzyknęła Rebeka.

– On nie jest w kostiumie!

Dzieci szybko się od niego odsunęły.

– Idź sobie, potworze!

– Wynoś się z miasta, Śmieciaku! Spływaj do morza! – krzyczeli malcy, obsypując go obelgami.

image

Plotki o nim szybko rozniosły się po mieście.

– To Śmieciak.

– Pojawił się potwór.

Kiedy próbował do kogoś zagadać, to słyszał: „idź sobie, Śmieciaku”, „będę śmierdzieć”. Nikt nie chciał się z nim zadawać.

Usiadł na ławce i wydał z siebie cuchnące westchnienie.

W tym momencie:

– Ty jesteś tym słynnym Śmieciakiem? To naprawdę nie przebranie?

image

Odwrócił się, a za nim stał chłopiec cały umazany sadzą.

Mimo że malec rozpoznał Śmieciaka, nie próbował uciekać.

– Jestem Lubicchi, kominiarz. A ty?

– Ja… Eee…

– Jeśli nie masz imienia, to jakieś ci nadam. Niech pomyślę… Nazwę cię Poupelle Halloween, ponieważ pojawiłeś się w Halloween.

image

– Poupelle’u Halloween, co robisz w takim miejscu?

– Nikt nie chce się ze mną bawić.

– Haha! – roześmiał się na to Lubicchi – Nic dziwnego. Jesteś brudny, no i bardzo śmierdzisz.

– I kto to mówi! Sam jesteś cały umorusany!

image

– Właśnie wracam z pracy, dlatego jestem cały w sadzy.

– Przecież praca kominiarza to zajęcie dla dorosłych.

– Nie mam tatusia, więc muszę pracować. Mniejsza o to, z takim zapachem nic dziwnego, że nie jesteś lubiany. Umyj się w naszym ogrodzie.

– Co? Mogę?

– Jeśli się nie wyszoruję, to mama nie wpuści mnie do domu. Możesz się do mnie przyłączyć.

– Tylko ty mnie nie unikasz, Lubicchi.

– Pachniesz jakoś znajomo. Zupełnie jak moje wyrzucone gacie.

image

Lubicchi wyszorował go od stóp do głów.

Po brudzie nie było już śladu i zapach też stał się znośny.

– Dziękuję, Lubicchi.

– Ale z buzi ciągle ci śmierdzi, nie? Chuchnij.

Poupelle chuchnął.

– Ahaha, ale jedzie! To gaz. Mycie zębów na nic się nie zda.

Tej nocy bawili się razem do późna.

image

– Bawiłeś się dzisiaj ze Śmieciakiem?

– Nie martw się, mamusiu. Poupelle wcale nie jest taki zły.

– Tę ciekawość masz po ojcu.

Tata Lubicchiego był jedynym w mieście rybakiem. Ostatniej zimy porwały go jednak fale i stracił życie.

Znaleziono tylko wrak kutra.

W mieście wierzono, że w morzu są potwory i dlatego zabroniono do niego wchodzić.

Przez to mieszkańcy uważali, że sam był sobie winien.

– Mamusiu, co lubiłaś w tatusiu?

– Był nieśmiały i czarujący. Kiedy się z czegoś cieszył, od razu pocierał palcem pod nosem. O, w ten sposób.

image

Następnego dnia Poupelle i Lubicchi wspięli się na komin.

– Boję się, Lubicchi!

– Jeśli porządnie się złapiesz, to nic ci nie będzie. Strasznie wieje, więc uważaj, żeby nic nie upuścić.

– Zgubiłeś coś tu kiedyś?

– Tak. Srebrny wisiorek z fotografią mojego taty. To było jedyne zdjęcie taty, które miałem. Niestety nie udało mi się go potem znaleźć.

Lubicchi wskazał na kanał ściekowy.

– Wpadł do ścieków.

image

– Słuchaj, Poupelle’u, wiesz, czym są „gwiazdy”?

– Gwiazdy?

– Jak wiesz, to miasto spowija dym. Dlatego nie możemy ich zobaczyć, ale nad tym dymem unoszą się na niebie małe, błyszczące kamyczki. To właśnie „gwiazdy”. I to nie jedna czy dwie. Setki, tysiące, a nawet więcej!

– Ale żeś się głupot nasłuchał. Co za bzdury!

– Mój tatuś widział te „gwiazdy”. Opowiadał, że gdy wypłynął na otwarte morze, w pewnej chwili dym znikł, a niebo rozbłysło blaskiem „gwiazd”. Nikt z miasta mu nie uwierzył. I tak zginął, będąc w oczach wszystkich kłamcą. Ale tatuś twierdził, że nad dymem są gwiazdy i zdradził mi sposób, jak je zobaczyć! – rzekł Lubicchi, po czym dodał, wpatrując się w czarny dym na niebie:

– „Nie przestawaj wierzyć. Nawet jeśli zostałbyś sam.”

image

Następnego dnia, gdy się spotkali, Poupelle znów śmierdział.

Kolejnego dnia również. I jeszcze następnego też.

– Na ten zapach nie ma rady, ilekroć bym cię nie mył, Poupelle’u.

Lubicchi nie przestawał go szorować, chociaż musiał zatykać nos od smrodu.

image

Pewnego dnia,

gdy Poupelle się zjawił, był nie do poznania.

– Co się stało, Poupelle’u? Cóż takiego ci się przydarzyło?

Rety! Brakowało śmiecia od lewego ucha.

– Mówią, że przeze mnie w mieście jest brudno.

– Masz problemy ze słuchem?

– Tak, nie słyszę na lewe ucho. Wygląda na to, że bez śmiecia z lewego ucha, przestało ono działać jak należy.

– To sprawka Antonio i jego bandy, prawda? Ale cię załatwili!

– Nie ma na to rady. W końcu jestem potworem.

image

Następnego dnia Antonio i jego koledzy otoczyli Lubicchiego.

– Ej, Lubicchi! Denis się strasznie pochorował. Czy to nie od bakterii, które roznosi Śmieciak?

– Poupelle myje się jak należy! Nie ma żadnych bakterii!

– Co za bzdury mi tu wygadujesz! Wczoraj ten Śmieciak znowu śmierdział! Ty kłamczuchu! Jaki ojciec, taki syn!

Rzeczywiście, nieważne jak by go nie myć, ciało Poupelle’a następnego dnia znów śmierdziało.

Lubicchi nie mógł zaprzeczyć.

– Czemu trzymasz się z tym Śmieciakiem? My go nie lubimy! Ty też się do nas przyłącz.

image

W drodze powrotnej do smutno człapiącego Lubicchiego dołączył Poupelle.

– Hej, Lubicchi! Chodźmy się pobawić!

– Znowu cuchniesz… Dziś gnębili mnie przez to w szkole. Nieważne ile cię myję, to i tak śmierdzisz!

– Przepraszam, Lubicchi.

– Już nie mogę się z tobą spotykać. Ani się z tobą bawić.

image

Od tamtego czasu już się nie widywali.

Odkąd Poupelle przestał spotykać się z Lubicchim, nikt już go nie mył.

Stopniowo się zaniedbywał. Zaczęły latać wokół niego muchy, stawał się jeszcze brudniejszy i bardziej śmierdzący.

Mieszkańcy miasta mieli o nim coraz gorsze zdanie.

Już nikt nawet nie próbował się do niego zbliżać.

image
image

Pewnej spokojnej nocy

ktoś zapukał w okno pokoju Lubicchiego.

Gdy Lubicchi spojrzał w stronę okna, ujrzał Poupelle’a w zupełnie odmienionej postaci.

Jego ciało było czarne jak smoła i brakowało mu jednej ręki.

Pewnie znów dokuczali mu Antonio i jego banda.

Lubicchi otworzył w pośpiechu okno.

– Co się stało, Poupelle’u? My już nie…

– …Chodźmy.

– Co ty mówisz?

– Chodźmy, Lubicchi.

image

– Poczekaj chwilę! Co się dzieje?

– Szybciej, chodźmy, zanim mnie zabiją!

– Gdzie idziemy?

– Ruchy, ruchy!

image

Zatrzymali się w końcu na odludnej plaży.

– Chodźmy, Lubicchi. No, wskakuj.

– Co ty pleciesz? Przecież ten statek jest uszkodzony, nie popłyniemy nim.

Poupelle’owi to nie przeszkadzało. Wyjął z kieszeni mnóstwo baloników

i dmuchając, fuu-fuu, zaczął je nadmuchiwać.

Fuu-fuu, fuu-fuu.

– Poupelle’u, co ty robisz?

Fuu-fuu, Poupelle wciąż dmuchał.

– Szybko, szybko! Zanim mnie zabiją.

Poupelle przywiązywał do statku nadmuchane baloniki.

image

Ostatecznie przyczepił ich kilkaset.

– Chodźmy, Lubicchi.

– Dokąd?

– Ponad dym – powiedział Poupelle, odwiązując sznur cumujący statek.

– Chodźmy popatrzeć na gwiazdy.

image

Statek z przywiązanymi balonikami zaczął powoli wzbijać się ku niebu.

– Czy to na pewno wytrzyma?!

Lubicchi pierwszy raz widział miasto z takiej wysokości.

Nocą wyglądało naprawdę pięknie.

– No, wstrzymaj oddech. Zaraz wlecimy w dym.

image

Wiu-wiu, wyła wichura.

Pośród dymu nic nie było widać. Wszystko dookoła było czarniuteńkie.

Lubicchi usłyszał głos Poupelle’a, stłumiony świstem wiatru:

– Trzymaj się mocno, Lubicchi!

Im wyżej się wzbijali, tym silniejsza była zawierucha.

image

– Lubicchi, spójrz w górę. Wynurzamy się z dymu! Tylko nie zamykaj oczu!

Wiu-wiu-wiuuuuu!

image
image

– Ach… mój tatuś nie kłamał.

Niebo ponad nimi usłane było niezliczoną ilością światełek.

Zapatrzyli się na chwilę, a potem Poupelle powiedział:

– Żeby wrócić do domu, trzeba by odwiązać baloniki od statku. Tylko nie wszystkie naraz. Jeśli odczepisz je jednocześnie, to spadniesz i się rozbijesz, więc odwiązuj jeden po drugim…

– Co ty mówisz, Poupelle’u? Chyba wracamy razem?

– Tutaj kończy się nasza wspólna podróż. Naprawdę się cieszę, że mogłem zobaczyć z tobą te „gwiazdy”.

image

– Co ty wygadujesz? Wracajmy razem.

– Wiesz, Lubicchi, cały czas szukałem tego wisiorka, którego zgubiłeś.Śmieci w ściekach spływają aż do wysypiska. Myślałem, że wisiorek musi być właśnie tam.

image

– Jestem Śmieciakiem urodzonym na stercie śmieci, więc grzebanie w odpadkach to dla mnie normalka. Od tamtego dnia codziennie przeszukiwałem śmieci, ale nie mogłem go znaleźć. Myślałem, że w 10 dni zdołam go wyszperać…

image

– Poupelle’u, przez to, że mi pomogłeś, twoje ciało się rozpada… A ja przecież tak źle cię potraktowałem.

– Nie przejmuj się tym. Gdy pierwszy raz do mnie zagadałeś, zdecydowałem, że zawsze będę cię wspierać.

Z oczu Lubicchiego poleciały łzy.

– Koniec końców na wysypisku nie było twojego wisiorka. Głuptas ze mnie. Powinienem był to od razu zauważyć, gdy powiedziałeś, że mój zapach wydaje ci się znajomy – Poupelle otworzył poniszczony parasol na swojej głowie. – On zawsze był tutaj.

image

Z parasola zwisał srebrny wisiorek.

– Wisiorek, którego szukasz, jest tutaj. To mój mózg. To dzięki niemu pachniałem tak znajomo. Gdy odpadł śmieć przyczepiony do mojego lewego ucha, przestałem na nie słyszeć. Podbnie z wisiorkiem. Jeśli go stracę, przestanę się ruszać. Jednakże on należy do ciebie. Byłem naprawdę szczęśliwy, gdy spędzaliśmy razem czas. Dziękuję, Lubicchi, papa… – po tych słowach Poupelle sięgnął do wisiorka, aby go odczepić.

image

– Stój! – Lubicchi chwycił mocno dłoń Poupelle’a.

– Co ty wyprawiasz, Lubicchi? Ten wisiorek należy do ciebie. Poza tym, nawet jeśli ja go zatrzymam, to kiedyś Antonio i jego koledzy z pewnością go wyrwą i tym razem przepadnie na zawsze. A wtedy już nigdy nie będziesz mógł oglądać zdjęcia swojego taty.

– Możemy przecież uciec razem.

– Nie wygaduj głupstw. Jeśli zobaczą cię ze mną, następnym razem mogą i ciebie uderzyć.

– Nie dbam o to. We dwóch jakoś sobie poradzimy. W końcu jesteśmy razem.

image

– Odwiedzaj mnie codziennie, Poupelle’u. Dzięki temu każdego dnia będę mógł patrzeć na zdjęcie mojego taty. Dlatego widujmy się codziennie. I codziennie się bawmy, jak dawniej.

Z oczu Śmieciaka popłynęły łzy.

Codzienna zabawa z Lubicchim… Te słowa napełniły go tajemniczym uczuciem, jak gdyby od dawna o tym marzył.

– Poupelle’u, gwiazdy są niezwykle piękne. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Bardzo się cieszę, że mogłem cię spotkać.

Poupelle zarumienił się i rzekł:

image

– Przestań, Lubicchi, zawstydzasz mnie – po tych słowach potarł palcem wskazującym pod nosem.

image

– …Przepraszam, Poupelle’u. Wybacz, że tak późno zauważyłem. Teraz już rozumiem… już wiem. Przecież Halloween to dzień, w którym dusze zmarłych wracają do naszego świata.

– O czym ty mówisz, Lubicchi?

– Poupelle’u Halloween, już wiem, kim tak naprawdę jesteś.

image

– Przyszedłeś się ze mną spotkać, prawda, tatusiu?

KONIEC

Illustrator, Writer, Director:
AKIHIRO NISHINO

Translator:
Daria Fabisiak, Sandra Jasiak, Błażej Monkiewicz, Katarzyna Rybak, Inga Wójcicka

Translation Supporter:
Shoko Nakayama, Barbara Zaremba

image

【amazon】
『PoupeIIe Of ChimneyTown』